+1
Ninoczka 29 lipca 2019 21:55
Przez chwilę zastanawiałam się, czy skreślić tych kilka zdań na temat Sołowek, ponieważ tym razem to nie ja musiałam ogarniać logistykę, noclegi i cały ten jazz. Zostałam na miejsce zesłania dostarczona i zakwaterowana.

Z rzadka zatem zdarzą się informacje o cenach, godzinach wstępu i tym podobnych.
Jednak mając na uwadze skąpą ilość informacji na forum, dorzucę swoje trzy grosze.

***

Pierwszy etap podróży to kilka dni w Petersburgu, włóczenie się po mieście, Peterhof, Pawłowsk, potem dopiero wypad na Wyspy.

Image

Image


poniedziałek, 8 lipca

Początek jak w thrillerze - najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie będzie narastać. Trochę to przesada, ale emocje były.

Błędnie wpisany adres w nawigacji przeciągnął nas przez Petersburg, a zorientowawszy się poniewczasie na Dworzec Ładożski (skąd odchodzą składy do Kiemi) wpadamy minutę po odjeździe pociągu. Wcześniej przechodzimy kontrolę bagażu rodem z lotniska, co dodatkowo nie poprawia sytuacji, a czyni ją jeszcze bardziej nerwową.

Rozkminka co robić dalej i podskórne pogodzenie się z myślą, że Sołowek to ja jednak nie zobaczę…

Dyżurna ruchu podpowiada, że może warto jechać do następnej stacji i tam wsiąść do pociągu, przecież powinien poczekać… Jedyne 140 kilometrów, nic to, gnamy. Na przypale.

Nic bardziej mylnego… według rosyjskich pociągów można regulować zegarki, więc po przybyciu na stację Волховстрой-2 po pociągu nie ma śladu. jest późny wieczór, tory, fabryki, składy towarowe liczące po kilkadziesiąt wagonów i my.

Koczujemy więc w poczekalni oglądając rosyjską wersję paradokumentu, odpowiednika naszych „Detektywów”, względnie przed budynkiem dworca częstując żulików papierosem.

Udaje się jednak kupić bilety na kolejny odcinek pociągu relacji Mińsk – Murmańsk i w optymistycznym nastroju dojechać do pośredniego celu podróży, czyli Kiemi. Kilka godzin opóźnienia w stosunku do pierwotnego planu. Będziemy nadrabiać, cóż, nikt nie obiecywał, że Północ to łaskotki.

Emocje opadają, adrenalina odpuszcza. Głębiej wciągam zatęchłe powietrze – no to w końcu mam wakacje ?


Image


Jakoś trzeba zabić 13 godzin w podróży. Po drodze - jak to w wagonie plackartnym – wszyscy leżą w swoich łóżkach, bose stopy wystają na korytarz, jest „i śmieszno i straszno”; na przemian: sen, herbata, krochmalone prześcieradła i wątpliwej czystości koc, znowu sen, przysłuchiwanie się rozmowom towarzyszy podróży z gatunku:


- „Córka z zięciem pojechali na wczasy na Krym, wie Pani, on dobrze zarabia”;

- „Siostra dzwoniła, ubierz się ciepło; mówiła; tutaj wieje i zimno”.



Image


Kobieta na dolnej pryczy starannie obiera ogórki na rozłożonym ręczniczku, soli z podróżnej solniczki, kroi w plastry i z namaszczeniem zjada. Obok babuszka w plastikowej torbie poprawia sztuczne róże, być może jedzie na cmentarz… tyle kilometrów…

Prowadnica w naszym wagonie wyraźnie zmęczona, pracuje w systemie dwa tygodnie w podróży - dwa tygodnie wolnego. Dolewa wody do zbiornika, w którym gotuje się "kipiatok". Sprzedaje herbatę parzoną w szklankach, podawaną w metalowych, babcinych koszyczkach, przed postojem na kolejnej stacji zamyka toaletę, bo to „sanitarny reżim”. Co to za życie…

Funkcjonariusz FSB kontroluje paszporty.

Wódki nie pije nikt…

Za oknem krajobraz zmienia się, dominują drzewa. Przypominam sobie, skąd zestaw mebli kuchennych w moim rodzinnym domu o wdzięcznej nazwie „Brzoza Karelska” zyskał swoje miano. Brzozy, brzozy, gdzieniegdzie jakaś sosenka.


Image


Image


Image


W Kiemi obraz industrialno-postsowiecki. Na bocznicy lokomotywa przyozdobiona – a jakże – czerwoną gwiazdą, osiedla bloków z zabudowanymi balkonami, szopki, garaże, błoto. Tutaj krzyżują się szlaki kolejowe, przez stację przejeżdżają pociągi z Petersburga, Moskwy i Mińska na swojej trasie do Murmańska. To swoiste okno na świat dla tych, którzy tutaj schodzą na ląd, wracając z Wysp. Nic to, że okno brudne i rozbite.

Transfer busikiem do Raboczeostrowska i wsiadamy na prom. Można też łapać taksówkę, za tych kilkanaście kilometrów do portu należy wysupłać jakieś 350-400 rubli. Regularnie kursują dwa statki dziennie. Można pewnie wynająć też prywatny transfer, a bilety ogarnąć tutaj: http://www.nasolovki.ru/ - 1800 RUB w jedną stronę.


Image


Image


Odbijamy.

Jest czas na podziwianie wysepek, kutrów, stateczków pływających niedaleko brzegu. Wielkie mewy srebrzyste przelatują obok, niekoniecznie skłonne porwać z ręki resztki wczorajszej bułki.


Image

Image

Image


Przed nami ponad dwie godziny rejsu po względnie spokojnym Morzu Białym. Piszę względnie, bo podobno dwa dni wcześniej z powodu sztormu ewakuowano turystów z Wyspy, a prom z Kiemi nie wypływał.
Jest prawie 23.00 kiedy dobijamy do brzegu. Oczom ukazuje się on – Monastyr Przemienienia Pańskiego, który od tej pory będzie jak mantra przewijał się przez cały pobyt, widoczny w drodze do sklepu, do Muzeum Morskiego, podczas spaceru na pseudo zachód słońca.


Image

Image

Image

Image


Sołowki to miejsce niedostępne, odlegle i piękne na swój sposób. Położone na Morzu Białym, jakieś 160 kilometrów od Koła Podbiegunowego. Latem słońce tutaj praktycznie nie zachodzi, bo co to za noc, która zaczyna się o 23.00, a kończy o 1.39, a tak krótkie bywają pod koniec czerwca. Za to zimą dwugodzinny dzień potrafi dać w kość, rozstroić wewnętrzny zegar biologiczny, czy nawet wzmagać stany depresyjne. Koszmarnie krótkie lato, bo morze zamarza już we wrześniu, a odmarza około maja.
Największą Wyspę Sołowiecką zamieszkuje około 1000 osób, w archipelagu znajdują się ponadto dużo mniejsze, w większości niezamieszkałe wysepki, Wielka i Mała Zajęcza, Anzer, Muksałma.


Image


Jeziora, torfowiska, tajga, wyspy, wysepki. Jest nawet jak w rosyjskiej matrioszce – jezioro, na nim wyspa, na wyspie jezioro a na nim kolejna wyspa. Ot taka przekładanka. Istna „Incepcja”.
Roślinność jest całkiem zróżnicowana jak na tak odległą północ, aczkolwiek okres wegetacji w stosunku do naszej szerokości jest mocno opóźniony, coś jak w naszym maju: tutaj pylą topole, kwitną konwalie, a ziemniaki ledwie wyrosły z ziemi.
Brzozy smagane wiatrem rosną karłowate, albo powykręcane, krzewinki typowe już dla tundry, dereń szwedzki.


Image

Image

Image


Poza monastyrem dominuje drewniana zabudowa, pogułażne baraki przerobione na przykład na sklep, szopki, garaże powykręcane i przechylone ze starości i zaniedbania.


Image

Image

Image

Image


Na Sołowkach nie na kilometra porządnej asfaltowej drogi, więc auta Gazy, Uazy, postrach północy, gniotsa_nie_łamiotsa, dojadą wszędzie. Czasami dożywają spokojnej starości porzucone przy drodze.


Image

Image

Image

Image


W porcie pojawia się Siergiej - od tej pory zarządca naszego czasu, kaowiec, miejscowy watażka, właściciel autobusu, człowiek znający wszystkich - w jednej osobie. Mimo późnej pory udaje się nam znaleźć otwartą restaurację i zjeść kolację popijając piwem pszenicznym. Jakie by nie było – teraz smakuje jak ambrozja i małmazja razem wzięte.
We wsi coraz donośniej słuchać dźwięk podobny do startującego śmigłowca, tylko co za maszyna pracuje w nocy? Przecież nie ubijaczka, nie walec, bo asfaltu brak. To generator prądu, duża maszyneria zaopatrująca wyspę w energię. Głuche dudnienie w dzień i noc wżyna się w mózg niczym nieustannie spadająca kropla wody. Chociaż do wszystkiego można się podobno przyzwyczaić.
Czas na sen, mimo braku nocy i piekielnej maszynerii nie mam większego problemu z zasypianiem.

środa, 10 lipca

Monastyr


Generator łomotem budzi posiołek. Na razie nic na to nie wskazuje, ale to dzisiaj będzie jeden z tych dwudziestu trzech słonecznych dni w roku na Sołowkach. Jakoś nie mogę uwierzyć, bo mimo lipca i temperatury w granicach dziesięciu stopni, odczuwam ją jakby wynosiła dwa stopnie.
Przenikliwy wiatr za nic sobie ma ciepłą bluzę i kurtkę. Marzę o puchówce, czapce i rękawiczkach. Nie wyobrażam sobie zimy na Wyspie.

Drogę na śniadanie w refektarzu monastyru umilają kozy, koźlęta zachowujące się jak koty, beczą, biegną ocierając się głowami o nogi.

Główna ulica (jeśli tak można nazwać szeroką gruntową drogę) jest ubita, acz wyboista, wiedzie obok sklepu przerobionego z baraku (notabene dobrze zaopatrzonego, czynnego od 8-24, gdzie można płacić kartą, choć na samych Wyspach kantoru, ni bankomatu nie uświadczysz). Sklepiki z pamiątkami jeszcze pozamykane, miejscowi w ciepłych kamizelkach nie zwracają uwagi na turystów. Niosą swoje torby. Mijamy wypożyczalnię rowerów, jeden z rozsądniejszych środków transportu tutaj.


Image

Image

Image


Gdzie nie spojrzeć – wszędzie woda – monastyr najlepiej prezentuje się od strony morza, a od drugiej - z Zatoki Pomyślności na pierwszy plan wybijają się grube mury obronne i wieże.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Na dziedzińcu pojawiają się pierwsi tego dnia pielgrzymi, większość z nich przypływa na jednodniową wyprawę. Mężczyźni ściągają czapki. W klasztornej stołówce kobiety w długich spódnicach i chustach na głowie trzykrotnie kreślą znak krzyża, żegnając się z prawej na lewą przed ikoną świętego, dopiero potem siadają do posiłku. Tego dnia jemy śniadanie jak pielgrzymi, jest postne. Dostajemy w metalowych miskach kaszę jaglaną, miód i chleb. Udaje się wyprosić konserwę rybną.


Image

Image

Image


Sam klasztor ma bardzo długa historię. Począwszy od roku 1429, kiedy na wyspę przybywają mnisi Zosima i Sawatij, a później Herman. Zaczynają od budowy pustelni, w której chcą wieść proste życie w cichej modlitwie i ekstremalnie trudnych warunkach.
Później następuje szybki rozwój tego miejsca, już nie tylko jako świątyni, ale również jako potężnej twierdzy, z grubymi murami obronnymi, basztami, których nie były w stanie zburzyć kule armatnie.

Monastyr położony w tak odległym i nieprzyjaznym miejscu musiał być samowystarczalny. I był, oprócz piekarni posiadał młyn, ogród, kurnik, garbarnię, pralnię, wreszcie warzelnię soli będącej źródłem dobrobytu klasztoru. Sól odparowywano w wielkich kadziach, a następnie suszono przed sprzedażą. Mówi się o niej, że to sołowieckie złoto, tak drogocenną przyprawą w tamtych czasach była.


Image


Klasztor, cerkwie, kaplice przechodzą różne koleje losu, padają ofiarą pożarów, przebudowy, są zdobywane i dają odpór zdobywcom. W XVII wieku mnisi odrzucają reformy patriarchy Nikona, na co wściekły car Aleksy I Romanow rzuca przeciwko pięciuset mnichom wojskową ekspedycję zbrojną.
Rozpoczyna się oblężenie. Monastyr korzystnie położony, mające grube mury obronne, spore zapasy i będący samowystarczalnym przez osiem lat nie daje się zdobyć carskim wojskom. I jak to najczęściej bywa, za sprawą zdrady jednego z mnichów zostaje zdobyty. Nie potrzeba mówić, że prawie wszystkich obrońców stracono.
W czasach wojny krymskiej sołowiecką twierdzę oblega flota angielska. Daremnie.


Image

Image

Image

Image


Monastyr niszczono i odbudowywano, obecnie jest od wielu lat w renowacji, więc wnętrza cerkiewne kapią od złota i świecą nowością.


Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

e-prezes 31 lipca 2019 22:38 Odpowiedz
Dzięki za relację. Niby to Rosja, ktoś tam był tu i ówdzie, ale jednak coś zjawiskowego, nowego. Dla mnie duży plus, bo to nasi tam byli. Warto podróżować, by poznawać takie perełki.
das-falke 2 sierpnia 2019 18:59 Odpowiedz
Quote:Wódki nie pije nikt…Jak to nikt nie pije wódki?Czyżby... czysty spirytus? :D
ninoczka 2 sierpnia 2019 19:01 Odpowiedz
Wódka polała się później, co prawda nie strumieniami, kulturalnie, stakanczik, dwa, trzy. Później już z racji klimatu jako środek leczniczo-zaradczy ;)
japonka76 2 sierpnia 2019 22:38 Odpowiedz
Piękna i zarazem smutna ta relacja.
yendras 6 sierpnia 2019 12:17 Odpowiedz
Super relacja :) Skąd pomysł na Sołowki ? Czyżby lektura Mariusza Wilka ?
yendras 6 sierpnia 2019 12:24 Odpowiedz
Super relacja :) Skąd pomysł na Sołowki ? Czyżby lektura Mariusza Wilka ?
ninoczka 6 sierpnia 2019 12:24 Odpowiedz
Kierunek jakoś sam mnie wybrał, a że jakoś lubię wschodnie klimaty - samo przyszło.Mariusza Wilka rzeczywiście "zaliczyłam" wcześniej ;)
sko1czek 6 sierpnia 2019 14:25 Odpowiedz
@Ninoczkawspaniała relacja, niesamowite miejsca. I zdjęcia i tekst zdają się świetnie oddawać klimat, chociaż klimatu nie doświadczyłem przecież osobiście. Mnie od razu przypomniał się film "Wyspa" Łungina oglądany z zapartym tchem parę lat temu. Okazuje się, że byłaś bardzo blisko miejsca, gdzie film kręcono- Raboczeostrowsk leży 10 km od Kiemu. Jak nie widziałaś- obejrzyj koniecznie.
jerzy5 7 sierpnia 2019 05:08 Odpowiedz
Piękny, czasem smutny klimat wschodu, gratuluję fantastycznej relacji, już wiem, że tam muszę być... wielkie dzięki
marcino123 13 sierpnia 2019 19:30 Odpowiedz
Relacja absolutnie wyjątkowa.Dzięki Ci za nią.
zygmunt-okon 1 września 2019 14:53 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja z wycieczki na której i Ja uczestniczyłem. Rozpoznałem się na tym zdjęciu z kozami. Ta przygoda która nas spotkała to tylko dodaje uroku i określonego pozytywnego klimatu. Wrzucam link z filmikiem. ?Takie tam zesłanie ? Wyspy Sołowieckie, Karelia, Petesburg VII 2019 https://www.youtube.com/watch?v=2y0lITztQcE, który jest osobistym wspomnieniem z tej wycieczki. Gorąco pozdrawiam.
zygmunt-okon 2 września 2019 05:08 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja z wycieczki na której i Ja uczestniczyłem. Rozpoznałem się na tym zdjęciu z kozami. Ta przygoda która nas spotkała to tylko dodaje uroku i określonego pozytywnego klimatu. Wrzucam link z filmikiem. ?Takie tam zesłanie ? Wyspy Sołowieckie, Karelia, Petesburg VII 2019 https://www.youtube.com/watch?v=2y0lITztQcE, który jest osobistym wspomnieniem z tej wycieczki. Gorąco pozdrawiam.
grzegorz40 22 grudnia 2019 05:08 Odpowiedz
Świetna relacja :)